poniedziałek, 8 marca 2010
Przed-rocznicowo i przed-świątecznie
Pierwsze zajęcia w Pracowni odbyły się 4 kwietnia 2005 roku. Tak się składa, że piąte urodziny Pracowni wypadają w samą Wielkanoc...
Te intensywne pięć lat na Mokotowie poprzedziły dwa lata w Ursusie. Jak na żółtodzioby bez zaplecza finansowego i wiedzy o prowadzeniu biznesu, którym zamarzyło się własne miejsce blisko centrum miasta, po pięciu latach bilans jest godny pochwały. I chwalenia się. ;-)
Trochę historii:
* lato 2003 - kiedy pierwszy raz weszliśmy do Pracowni była podniszczoną kotłownią. Pierwsze spojrzenie nie robi wrażenia ale już kolejne - na salę - wprawia nas w zachwyt. Ta wysokość! i są okna! (Pięciotygodniowa Lenka śpi niewzruszona w foteliku samochodowym...)
* lato 2004 - lokal czekał na nas rok. W tym czasie wygraliśmy przetarg na inny lokal - na Ochocie, nad pocztą na Białobrzeskiej. Zrezygnowaliśmy. Racławicka nie mogła wyjść nam z głowy... Wygrywamy licytację stawki czynszu i zaczynamy robotę papierkową (przydaje się praktyka z pracy w urzędzie miasta...)
* grudzień 2004 - z dwoma pozwoleniami na budowę, w oczekiwaniu na warunki zabudowy i ostateczne pozwolenie na przekształcenie kotłowni w lokal użyteczności publicznej, zaczynamy remont
* marzec 2005 - kończymy remont, wykonując wiele prac własnoręcznie. Zaraz potem, trzynastego dnia miesiąca (13stka jest dla nas szczęśliwa :-), na sali pachnącej farbą, odbywają się pierwsze warsztaty terapii tańcem prowadzone przez Ewę Mormul
* 4 kwietnia 2005 - Bartek prowadzi pierwsze zajęcia jogi na swojej wymarzonej sali ćwiczeń (jak się okazało po latach: Pani Tekla, sąsiadka z mieszkania, w którym nasz remont był najdotkliwiej odczuwany urodziła się 4 kwietnia i tego dnia obchodziła swoje 83 urodziny :-)
W pierwszym okresie prowadzenia zajęć na Racławickiej zapisywało się na nie... 20 osób miesięcznie. Teraz 20 osób to limit zajęć kręgosłupowych (ostatnio o 17.00 coraz częściej przekraczany...). A przez te pięć lat przez Pracownię "przewinęło" się 100 razy tyle osób. Większość z nich (Was...) poznalibyśmy na ulicy (ja - Ola - na pewno :-). Niektórzy wracają po latach, część zaś jest z nami od początku lub niewiele krócej - cierpliwie znosząc zmiany, które nieustannie wprowadzamy. ;-) Dopingując, chwaląc, ale i czasami krytykując. D z i ę k u j e m y W a m, K o c h a n i.
Ola i Bartek
PS. Polecamy Waszej uwadze artykuł Tomasza Kwaśniewskiego z fotografiami Anny Bedyńskiej zamieszczony w ramach cyklu Być kobietą w Polsce na łamach Wysokich Obcasów:
"Dziecko pod biurkiem"
Pośród kilku opowieści o matkach pracujących z dziećmi - historia Oli o tym jak powstawała Pracownia (opisana jako ostatnia).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz